Dzień Jazzu to znakomita okazja do tego, by odsłuchać ponownie dobrze znane albumy lub poznać coś nowego. Dlatego specjalnie z okazji Międzynarodowego Dnia Jazzu, wspólnie z zaprzyjaźnionymi artystami, przygotowaliśmy zestawienie 15 płyt jazzowych, które warto przesłuchać. Dzięki temu wybór muzyki staje się zdecydowanie łatwiejszy. Albumy polecają: Antoni Gralak, Monika Lidke, Maciej Tubis, Mariusz Czubaj.
Dzień Jazzu warto świętować przede wszystkim słuchając muzyki jazzowej. Aby więc ułatwić sobie zadanie wyboru płyt, po które warto tego dnia sięgnąć, przedstawiamy wybór 15 albumów muzycznych, rekomendowanych przez naszych zaprzyjaźnionych artystów – Antoniego Gralaka, Monikę Lidke, Macieja Tubisa i Mariusza Czubaja. Dzięki temu mamy możliwość przypomnienia sobie zarówno jazzowej klasyki, jak i poznania czegoś nowego.
Antoni Gralak
Don Cherry, Multikulti (A&M, 1990)
Muzyka zawarta na tej płycie może nie ma tak bezpośredniego znaczenia dla rozwoju samej muzyki, jak sam autor tego projektu, który na swojej kieszonkowej trąbce, wspólnie z Ornettem Colemanem, grającym na plastikowym saksofonie pod koniec lat 50. ubiegłego wieku wydmuchali Free Jazz. Don Cherry i jego cudowna podróż przez zaczarowany świat muzyki była ważna dla nas Tie Breakowców ze względu na zbieżność poszukiwań w obszarze muzyki etnicznej. W latach 80. ortodoksyjna część krytyki muzycznej przynajmniej w tej części świata nie była jeszcze gotowa na przyjęcie takiej ekstrawagancji. I wtedy pojawił się sam Don Cherry ze swoją Multikulti, która odniosła ogromnym światowy sukces.
Miles Davis, In a Silent Way (Columbia records, 1969)
Późniejsza o 10 lat płyta Milesa Davisa jest z kolei wstępem do tak zwanego jazzu elektrycznego, czy – jak kto woli – jazz-rocka, który wywarł ogromny wpływ na całą muzykę lat. 70/80 ubiegłego wieku.
Miles Davis, Kind of Blue (Columbia Records, 1959)
Jeden z najważniejszych albumów muzyki jazzowej, który dał początek nowemu kierunkowi muzyki tzw. modalnej, dającej muzykom o wiele więcej swobody improwizacyjnej. Dwaj uczestnicy tego wydarzenia, Miles Davies i John Coltrane, na różne sposoby rozwinęli to, co zapoczątkował właśnie Kind of Blue.
Monika Lidke
Ella Fitzgerald, Louis Armstrong, Ella and Louis (Verve Records, 1956)
Nagrane w 1956 roku z kwartetem Oscara Petersona – od tej płyty zaczęła się dla mnie przygoda z jazzem – nauczyłam się na pamięć wszystkich piosenek, kojarzą mi się one z pełną słońca energią młodości, dzięki nim przetrwałam wiele paryskich zim.
Keith Jarrett, The Köln Concert (ECM, 1975)
Uwielbiam nagrania koncertowe z dużą dawką improwizacji.
Eva Cassidy, Live at Blues Alley (Eva Music, 1996)
Kolejny album koncertowy – poza pięknym głosem Evy urzeka mnie różnorodność stylistyczna, równowaga między ciszą a energią dźwięku. Ta płyta porusza głębokie emocje, to esencja muzyki.
Maciej Tubis
Avishai Cohen Trio, Gently Disturbed (Razdaz Recordz, 2008)
Głównie za podziały rytmiczne i witalność samej muzyki. Teoretycznie proste melodie i harmonię zamknięte w skomplikowane formy i struktury rytmiczne. Mark Guiliana na perkusji – to on zapoczątkował pewien nowy rozdział w nowatorskim i jednocześnie trafiającym do szerokich gustów graniu na bębnach.
Tigran Hamasyan, Mockroot (Nonesuch Records, 2015)
Kolejne trio „jazzowe”. Ponownie zauważyć można piosenkowe podejście do jazzu, ale wypływające tym razem z folku armeńskiego oraz progresywnego… metalu. Tutaj także nietypowe podziały rytmiczne odgrywają znacząca rolę.
The Bad Plus, There Are The Vistas (Columbia, 2003)
Dopełnienie tryptyku współczesnych triów jazzowych i jednocześnie bardziej awangardowe spojrzenie na piosenkowość w jazzie. Do utworu Flim mogę wracać w nieskończoność, a jest to jeden do jednego zagrana kompozycja zespołu Aphex Twin. Okazuje się, że piękno i brzmienie akustycznych instrumentów jest ponadczasowe.
Mariusz Czubaj
Miles Davis, Ascenseur pour l’Echafaud (Fontana, 1957)
Każdy ma pewnie swój muzyczny „mit założycielski” i dla mnie, jeśli mowa o jazzie, jest nim ta płyta. W moim przypadku wszystko zaczęło się od „Windy na szafot”. Najpierw usłyszałem muzykę – zakochałem się w niej, potem zobaczyłem film – zakochałem się (w Jeanne Moreau też) – także, w gatunku noir – takoż. Nie ma drugiego takiego filmu, gdzie obraz łączyłby się tak doskonale z dźwiękiem.
Billy Bang Quartet, Valve No. 10 (Soul Note, 1988)
Nie jestem jakimś miłośnikiem jazzowych skrzypiec, ale Billy Bang powala pierwszym ciosem. Kwartecik (skrzypce, sekcja i genialny Frank Lowe na tenorze – posłuchajcie jego płyty z Rashiedem Alim). Smakowite, piękne tematy, jeden poemat słowno-muzyczny ku czci Coltrane’e („Septemper 23rd”) i nieśmiertelne Coltrane’owe „Lonnie’s Lament” na finał. Palce lizać.
Sonny Simmons, Staying on the Watch (ESP-Disk, 1966)
Sonny Simmons umarł niedawno. Nigdy nie wymieniano go w pierwszym, a w pełni zasłużył, by być w pierwszym szeregu. Wspaniały alcista, jeden z najlepszych saksiarzy w muzyce free, kiedy trzeba – dziki, innym razem – liryczny i, najważniejsze, nie podrabiający nikogo. A na płycie można usłyszeć także znakomitą trębaczkę, Barbarę Donald, o której też warto pamiętać. Klasyka free jazzu bez dwóch zdań.
Ośrodek Promocji Kultury
Ośrodek Promocji Kultury również dokłada od siebie trzy albumy.
Ashley Henry, Ashley Henry’s 5ive (Jazz re:freshed, 2016)
Nowoczesny jazz młodego pokolenia, autorstwa brytyjskiego pianisty, nazywanego „młodym wizjonerem fortepianu”. Chyba mało znany w Polsce, ale z pewnością warty uwagi i poznania. Interesująco buduje nastrój, a pomimo wieku nie ucieka przed klasyką czy czerpaniem z tradycji, nawiązując chociażby do twórczości Theloniousa Monka.
Dhafer Youssef, Diwan of Beauty and Odd (Okeh, 2016)
Muzyka Dhafera Youssefa – a już w szczególności na dobrze odebranym przez krytykę albumie Diwan of Beauty and Odd – to przykład wspaniałej mieszanki muzyki jazzowej, orientalnego brzmienia oud i sufickiego śpiewu. To niekonwencjonalne połączenie Zachodu ze Wschodem daje prawdziwe poczucie wolności, wielokulturowości i niesamowitości.
Esbjörn Svensson Trio, Tuesday Wonderland (ACT Music, 2006)
Szwedzkie trio, które pokazuje, jak wiele emocji może ukrywać się w muzyce jazzowej. Tworzą przy tym doskonałą harmonię. Słuchacz odczuwa zadowolenie, radość, czasem i smutek, a nawet ból porównywalny do brodzenia w zimnym Bałtyku.
Osoby chcące posłuchać wybranych albumów (z wyjątkiem płyty Dona Cherry’ego) na Spotify, mogą skorzystać z przygotowanej listy odtwarzania. Zawiera łącznie 133 utwory, co zapewnia w sumie 12 godzin i 39 minut słuchania.
Międzynarodowy Dzień Jazzu
Międzynarodowy Dzień Jazzu (International Jazz Day) to święto proklamowane w 2011 roku na 36. sesji Konferencji Generalnej UNESCO. Obchody wyznaczono na 30 kwietnia, co jest powiązane z obchodzonym w kwietniu w Stanach Zjednoczonych miesiącem jazzu. Celem święta jest uznanie dla sztuki jazzu i jego przedstawicieli, którzy na przestrzeni dziesięcioleci wykreowali wiele gatunków i stylów jazzowych oraz ukazanie jazzu jako pięknej muzyki, dającej ludziom radość i satysfakcję. W deklaracji z okazji pierwszych obchodów Dnia Jazzu Irina Bokowa – dyrektor generalna UNESCO – napisała, że „ustanowienie Dnia Jazzu ma na celu podniesienie świadomości społeczności międzynarodowych na temat sztuki jazzu, jego korzeni, stylów i oddziaływań oraz podkreślenie znaczenia tego gatunku muzyki jako ważnego środka komunikacji społecznej”.
___
fot. Marcin Szczygieł